Co by było, gdyby?
Co by było, gdyby? To pytanie już nie jednej osobie spędziło sen z powiek. Możemy nawet nie zdawać sobie z tego sprawy,
ale niemal każdego dnia myślimy o tym, co mogłoby się wydarzyć. GDYBY...
Co
by było, gdybym tamtego dnia podjęła inną decyzję? Co by było, gdybym
miała na koncie 5 milionów dolarów? Zresztą nie ma co się rozdrabniać,
waluta nie ma tutaj znaczenia, to w końcu 5 MILIONÓW! :P
Co by było, gdyby kosmici zaatakowali nas, latając na nosorożcach?
NOSOROŻCACH, bo czemu nie? (Wyobrażacie sobie latającego nosorożca?) :"D
To pytanie przybiera często inne formy. Ba! Przestaje być pytaniem. Często nasze myśli biegną podobnym torem, z tym że nie w formie pytań. Gdybym była mężczyzną, to mogłabym sikać na stojąco. Gdybym miała talię osy, to zdecydowałabym się kupić tę sukienkę. Gdybym mogła latać, zwiedziłabym cały świat. Gdybym nie umiała czytać, to moje życie byłoby nudne. Nie jest tak?
Zdarza
się, że w rozmowie z kimś słyszę, że ludzie zbyt mocno trzymają się
przeszłości, przyszłości, a nawet wyimaginowanego świata. Zastanawiam
się, czy to coś złego? Czy złym jest wspominanie mniej lub bardziej
szczęśliwych chwil? Czy nie powinno się planować tego, co zamierzamy
osiągnąć? A może nie powinniśmy marzyć!?
Problem w tym, że ja
UWIELBIAM marzyć. Uwielbiam snuć plany na przyszłość, a później je
realizować. Uwielbiam zawieszać się na chwilę, by pobyć w świecie
własnych fantazji... I wcale mi to nie przeszkadza! :"D
A
Wy? Jak często odrywacie się od przyziemnych spraw? Zastanawialiście
się kiedyś na tym, ile czasu poświęcacie na myśli o przeszłości i
przyszłości? A może sto procent Waszego czasu skupia się na tym, co tu i
teraz?
Nie ma gotowej recepty na szczęście, każdy podchodzi do niego indywidualnie, jedni fantastycznie odnajdują się w teraźniejszości, kiedy mogą cieszyć się pięknie zgromadzonymi wspomnieniami, a inni dobrze czują się tam gdzie są, choć myśli wciąż prowadzą ich ku przyszłości. Dowolna mieszanka czasów, według własnego uznania, potrzeb i samorealizacji. :)
OdpowiedzUsuńMasz rację :) Każdy ma inną definicję szczęścia, więc i sposób osiągnięcia go musi się różnić :)
UsuńJa staram się nie gdybać, nie rozpamiętywać podjętych decyzji. I dobrze mi z tym!
OdpowiedzUsuńJa nie rozpamiętuje... Nie widzę w tym sensu, bo przecież czasu i tak nie cofnę... ;)
OdpowiedzUsuńŁał... Ale fajny artykuł, ja już przestałam "gdybać" po prostu było minęło i idziemy dalej robiąc swoje. Samo gdybanie zabiera nam pozytywną energię którą możemy wykorzystać do zrealizowania swoich celów, marzeń, dążenia do szczęścia. :) Bardzo ciekawy blog, będę częściej zaglądać częściej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Cieszy mnie, że się spodobał :) Często tak właśnie się dzieje, ale gdybanie też może w pewnym sensie zmotywować - wizja wymarzonej przyszłości może sprawić, że będziemy dążyć do jej realizacji :D
UsuńJeżeli chodzi o mnie zdarza się moment, w którym sobie ,,gdybam'' i także jestem osobą, która wiele marzy. Może nie odrywam się od rzeczywistości tak, że chodzę z głową w chmurach, ale próbuję spełniać każde swoje marzenie, o czym nieraz piszę na swoim blogu :)
OdpowiedzUsuńI słusznie - marzenia trzeba spełniać! :D
UsuńGdyby nie decyzje podjęte. Nie bylibyśmy tym kim jesteśmy dzisiaj. A jeśli chcemy zmienić życie to zacznijmy z tu i teraz nie ma co patrzec w przeszłość
OdpowiedzUsuń