W Stumilowym Lesie | Recenzja filmu "Krzysiu, gdzie jesteś?"


Pamiętam, jak oglądałam Kubusia Puchatka na kanale pierwszym telewizji polskiej. Robiłam to tylko dlatego, że była to wieczorynka. Byłam małym odbiorcą o szczególnie wysokich wymaganiach i raczej nie zachwycały mnie historie ze stumilowego lasu. Po wieczorynce starałam się zawsze zostać w pokoju, żeby nie minął mnie jakiś dobry film dla dorosłych. Oczywiście niejednokrotnie byłam oddelegowywana do swojej sypialni.

Jako dzieciak nie utożsamiałam się z żadną postacią z bajki o Kubusiu Puchatku. Widziałam niedoskonałości grupki bohaterów oraz ich pozytywne cechy, jednak żadnej z tych osobistości nie mogłabym podpiąć pod moje ‘ja’.

Wydaje mi się, że chętniej oglądamy rzeczy, które bezpośrednio odzwierciedlają naszą osobę, bądź sytuacje, w której się znajdujemy. Główne postacie miały cechy wielu znanych mi osób, jednak ja potrzebowałam widzieć możliwości czerpania inspiracji. Pocieszanie się, że nie mam tak pesymistycznej natury albo że nie jestem pracoholiczką, kompletnie mi nie odpowiadało.

Do obejrzenia filmu nie skłonił mnie zatem sentyment, tylko dobra kampania promocyjna „Kubusia Puchatka”. Zwiastun, który mimowolnie musiałam zobaczyć, bo był emitowany przed innym filmem, na tyle mnie zaciekawił, że postanowiłam zaryzykować.

Marc Forster miał wizje dość oczywistą. Chodziło mu o to, aby ukazać, jak bardzo dorośli ludzie mijają się ze swoimi marzeniami. Jak poświęcają swoje rodziny, robiąc karierę i starają się ułożyć przyszłość swoim dzieciom.

Na samym początku poznajemy chłopca z głową pełną pomysłów, który staje się świetnym kontrastem dla swojej dorosłej wersji w późniejszej części ekranizacji. Krzysiu zagubił się, ale nie dosłownie. 
Odchodząc ze Stumilowego Lasu, zdecydował się prowadzić życie takie, jak zaplanowali mu rodzice. Stał się osobą przygwożdżoną do zegarka, z wielkimi problemami w firmie i w domu. Pojawienie się niesfornego misia drastycznie zmieniło sposób postrzegania rzeczywistości przez Krzysztofa. Nie była to miła niespodzianka, raczej problem, który przeszkadzał mu w jego synchronizowanym życiu. Z przerażeniem patrzył na wyimaginowaną postać z dzieciństwa, ale to właśnie ona ukazała mu, jak ważna jest rodzina.

Fabuła jest przewidywalna, bajka musi skończyć się szczęśliwie. Poruszona w niej kwestia dotknęła już niejednego filmu. Jednak żaden od początku do końca nie opierał się na utraceniu tożsamości. Wydaje mi się, że nie tylko Krzysiu jest obcy, jeśli miałabym się zagłębić, to trzeba byłoby zwrócić uwagę na wszystkich bohaterów.

Kłapouchy moim zdaniem odgrywa znaczącą rolę w tej ekranizacji. Jest przebarwiony na jeszcze bardziej smutnego niż w wersji animowanej, wypowiada się tak depresyjnie i takim tonem, że wychodzi w sumie najzabawniej ze wszystkich mieszkańców Stumilowego Lasu. Kubuś to żółty filozof, zatroskany i często powtarzający jedną myśl. Tygrysek nie jest zbyt sprytny, Sowa daje się nabrać, a Królik nie bierze udziału w wyprawie polegającej na ratowaniu Krzysia (prawdopodobnie musiał dbać o swój ogródek). Maleństwo i jego mama nie odgrywają znaczącej roli.

"To nie jest potrzebne... ale bardzo bardzo chciane."

Można powiedzieć, że niektórzy bohaterowie w tym filmie są, bo muszą. Jedyną prawidłowo odwzorowaną postacią zdaje się prosiaczek. On się boi, tak jak powinien. Nostalgiczna ekranizacja jest wzbogacona kilkoma sformułowaniami, które zapadają w pamięć, i które można później z satysfakcją powtarzać.

W filmie jest ukazana siła przyjaźni oraz poświęcenie, które można ponieść, gdy komuś na kimś zależy. Można jednak odnieść wrażenie, że w samym reżyserze nie było tyle przekonania, aby zostawić możliwość na stworzenie kolejnej części. Wszystko zaczyna się i kończy.

Jeśli recenzja się Wam spodobała, to subskrybujcie naszego bloga :) Dzięki temu będziecie dostawać powiadomienia o kolejnych wpisach :)

Komentarze

  1. Kubuś Puchatek to bez wątpienia bajka mojego dzieciństwa :)
    Jako dzieci nie zdajemy sobie sprawy ile w takich telewizyjnych dziełach jest nauki i cennych życiowych wskazówek.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie!

    lublins.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne wpisy z chęcią poczytam. Recenzja ok :) Cieszę się, że istnieją ludzie, tacy jak ja, którzy nie byli fanami Kubusia Puchatka. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On miał za duży brzuszek i za mało rozumku ^^

      Usuń
  3. Musze przyznać ze mnie zainteresowałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnością polecam inne wpisy na blogu :)

      Usuń
  4. Kiedyś kubuś był fajny i mi sie podobał! Ta dzisiejsza nowa wersja jakos mnie nie przkonuje :) Fajny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że trzeba by tym wszystkim postaciom ułożyć włoski, bo wyglądają tak jak pink.grincz pisze :3

      Dziękuję za komentarz

      Usuń
  5. Zdecydowanie Bajka mojego dzieciństwa. Jednak plakat filmu nie zachęcił mnie do tego żeby pojsc do kina. Kurcze... Kubuś wygląda na nim jakby go poniósł dobry melanż i myślami wciąż na nim byl...
    Przepraszam,ale musialam to napisać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Xd ... hmm, albo jakby go wyciągneli z pralki 😂😂😂
      Bardzo się cieszę, że to napisałaś <3

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama byłam i musze przyznac, że bardzo wzruszający film!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam i to jeszcze w takim fajnym twoarzystwie

      Usuń
  8. Bardzo fajna recenzja, choć nie jestem pewna co do nowej wersji. Gdy byłam dzieckiem kubus puchatek byl całkiem inny i chyba lepszy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Cześć! :D
Miło, że jesteś! Jeśli spodobał Ci się tekst, zostaw komentarz :)