Równouprawnione pokemony? | Pokemon: Detektyw Pikachu

Idąc do kina na film Pokemon: Detektyw Pikachu można spodziewać się wszystkiego po trochu... Śmiechu, akcji, momentami kontrowersji. W idealnym świecie, gdzie równouprawnienie pokemonów jest codziennością, dzieją się różne, dziwne rzeczy...
https://kinoatlantic.pl/
"Pokemon: Detektyw Pikachu" był filmem długo przez nas (tj. mnie i Basileiosa) oczekiwanym. Odniosłam wrażenie, że naprawdę wiele osób wyglądało tej produkcji i zapewne łączyło się to w parę ze sporymi oczekiwaniami. Ja jednak należę do osób, które potrafią cieszyć się z małych rzeczy i miałam jedynie nadzieję na w miarę dobrą zabawę.

Wchodząc na salę kinową, byłam, mimo zmęczenia po całym dniu, w doskonałym nastroju. Niestety to, co mnie niemile zaskoczyło to bałagan. Już na korytarzu naszym oczom ukazały się okruchy popcornu, a im wchodziliśmy głębiej, tym bardziej byliśmy zdumieni. Pod fotelami w praktycznie każdym rzędzie była rozsypana masa popcornu. Zresztą, to wyglądało, jakby ktoś świadomie dokonał takiego spustoszenia.

Muszę stanąć od razu w obronie obsługi kinowej — starali się doprowadzić salę do porządku i nawet wpuszczono nas później ze względu na przedłużenie czasu sprzątania. Widzieliśmy też, jak wynoszą worek za workiem... Naprawdę pojąć nie mogę, jak ludzie mogą robić coś takiego. Przecież ja rozumiem, że można się nawet powygłupiać i rzucić w kogoś popcornem, okej. Ale nie całym pudełkiem popcornu, a już na pewno nie dziesięcioma. Meh... Beznadziejność. Mam nadzieję, że winowajcy tego bałaganu mieli niestrawność po tych śladowych ilościach popcornu, które wpakowali do ust, zamiast rozrzucić na podłogę według swoich dzikich zwyczajów.



Wracając do filmu... Zaczął się od wprowadzenia odbiorców w świat przedstawiony. Dowiedzieliśmy się, że egzystencja pokemonów wśród ludzi to codzienność, a nawet w niektórych miastach są postrzegane według prawa, jako równe ludziom.

Główny bohater — Tim Goodman — jako wyjątek nie ma żadnego pokemona za partnera. Z tego właśnie powodu budzi niepokój u wielu ludzi. Stają się względem niego podejrzliwi i zakładają, że coś jest z nim nie tak, skoro nie wybrał go żaden z pokemonów.

Już po kilku minutach dowiadujemy się, wokół jakiego wątku będzie obracała się fabuła całego filmu. Można domyślić się tego nawet ze zwiastuna, więc nie jest to jakaś szczególna tajemnica... Tim wraz z Pikachu, za którego głos podkłada Rayan Reynolds, prowadzą śledztwo, aby odkryć, kto stoi za śmiercią ojca głównego bohatera. Chcą również rozwikłać zagadkę amnezji uzależnionego od kofeiny Pikachu. Pokemon ten nie radzi sobie z brakiem wspomnień... I kawy.

Zaletą ich partnerstwa jest fakt, że mogą ze sobą rozmawiać, więc jako zespół potrafią porozumieć się z ludźmi i pokemonami.

Pokemon: Detektyw Pikachu bardzo mi się podobał. Bawiłam się znakomicie (no... nie licząc epizodu z typem, który zaczął na mnie nagle w trakcie filmu krzyczeć, że mam przestać kopać jego fotel, mimo że tego nie robiłam i jestem na tyle niską osobą, że musiałabym się baaaardzo wysilać w tym celu...). Dialogi były zabawne i bardzo często szczerze się śmiałam. Mam na myśli oczywiście wersję oryginalną z napisami. Nie mam pojęcia, jak sprawdza się polski dubbing i wolę nie wiedzieć :P


Animacje były według mojej opinii na wysokim poziomie i bezproblemowo można było wczuć się w klimat filmu, bez zastanawiania się nad jakością efektów wizualnych. Dodatkowo spodobało mi się, że osoba złego bohatera nie była tak oczywista, jakby być mogła. Ja co prawda już na początku czułam w "jelciach", kto to jest, ale zapewne znajdzie się część ludzi, która nie odkryła tego tak szybko.

Troszeczkę mam jednak zastrzeżenia do końcowej części filmu, ponieważ nie rozumiem postępowania czarnego charakteru. Po co on wyszedł na ulicę i...? Nie rozumiem. Na mój odbiór filmu wpłynęły również zmutowane pokemony, które pojawiają się w którymś momencie. Tak po prostu, bez jakiegokolwiek związku z czymkolwiek... Zresztą sceny "walki" również mnie nie powaliły i były pozbawione logiki. Zdecydowanie zakończenie można było zrobić lepiej i już po wyjściu z kina miałam gotowy scenariusz, jak mogłoby to wyglądać...

Zdaję sobie jednak sprawę, że łatwiej jest mówić niż robić i przymykam delikatnie oko na niedociągnięcia, bo liczy się wynik — wywołanie pozytywnego wrażenia u widzów. A ja bawiłam się świetnie!

Komentarze