Maraton Gwiezdnych Wojen


Nigdy nie rozumiełam fenomenu Gwiezdnych Wojen, nie lubiłam tej specyficznej muzyki, statków kosmicznych i złotego robota imitującego człowieka. 

Myślałam sobie ehh, dziwna i brzydka rzeczywistość. Finalnie poszłam na maraton bo po prostu fajnie jest iść na maraton :)

Nie miałam negatywnego podejścia - bardziej obojętne. 
Natomiast obejżałam pierwszą część    i wyniosłam z niej parę ważnych rzeczy:
1. nie przytulaj się do nikogo kiedy będzie mił miecz świetlny w dłoniach 
2. nie mieszkaj na wyspie pełnej piasku bo nie jesteś tak zaradna jak Rey i umrzesz z głodu 
3. ćwiczy więcej bo ludzie są niebezpieczni i czasem trzeba skopać im tyłki 
4. sprawdz czy nie jesteś Jedi 
5. nie daj nigdy się wrobić w słóżbę na statku kosmicznnym 

Myślę, że to owocne wnioski, możemy więc przejść do filmu numer 2. 

Ten mi się bardziej podobał. Powiedziałabym, że tamten był interesujący a ten bardzo interesujący. Przede wszystkim ujęło mnie połączenie umysłu Rey i Bena, którzy pomimo dzielącej ich odległości mogli w sposób namacalny ingerować w rzeczywistość, w której się nie znajdowali. Wizyta zielonego Yody była odświeżającym doświadczeniem. Yoda podpalił prastare księgi Jedi. To  chwyciło mnie za serce, więc zacznę na niego spoglądać przychylnie.
Warto także wspomieć o momencie, kiedym Ben miał zamordować Rey a zabił swojego Pana, podstępnie przecinając go w pół mieczem. Było to świetne widowisko.


Na ostatniej części zasnęłam ale chyba pójdę na nią do kina jeszcze raz bo w ogólnym rozrachunku mi się podobało. Mogłabym zdradzić Wam koniec bo akurat miałam lekki przypływ świadomości, natomiast :) to nie byłoby miłe. 

:D :D :D :D :D :D :D :D :D :D 

Komentarze